poniedziałek, 2 września 2013

Camp weekend.

W piątek siedziałam i zastanawiałam się kiedy dostanę wiadomości odnośnie soboty i wyjazdu do Newport. Ale nie dostałam wcale. Nie pojechaliśmy. Ale nie żałuję, bo mieliśmy coś również dobrego :D

Camp weekend, jak się dowiedziałam, to ostatni weekend przed rozpoczęciem szkoły w Oregonie. Tutaj szkołę zaczynamy w pierwszy wtorek lub środę( w zależności od szkoły) września. Z racji, że poniedziałek tutaj jest dniem wolnym mamy długi weekend. Bardzo dużo rodzin wyjeżdża wtedy na campingi i pod namiot. Taka, wiecie, ostatnia wybrawa przed powrotem do szkoły i codziennej rutyny.

Ja również miałam coś takiego.
Siedzę sobie w piątek w pokoju, gdy nagle pojawia się Elise i mówi, że rozmawiała z mamą (Sharon) i że dziś mamy nocowanie w namiotach u dziadków. Spytałam się o której wyjeżdżamy, odpowiedź dostałam, że o 17. Czyli za godzinę! Zaczęłam się pakować, dostałam śpiwór i koc i pojechałyśmy z Eli. (Bonnie nie mogła, bo miała w sobotę od rana pracę, więc tylko nas odwiedzała) Najpierw pojechaliśmy do Sharon i pomagałyśmy wszystko zapakować. Trochę to trwało, bo nie mogliśmy znaleźć namiotu xD
Na miejscu byliśmy około 19. I zabraliśmy się za rozkładanie namiotu, co było nie lada wyzwaniem ;> Na miejscu poznałam Douga-brata Sharon, który jest naprawdę genialny i przezabawny!, jego żonę i córkę Rose. Później przyjechała jeszcze Sherrie 
z mężem, synem, którego imienia za nic w świecie nie mogę zapamiętać i psem Woogie. Zrobiliśmy kolację, był kurczak, cały pieczony i takie małe fileciki, "pizza pocket", sałata, sosy, chipsy-były nawet takie o smaku kurczaka i wafli ze słodkim sosem o.O, owoce, coś jak nachosy i napoje. Później naszła ich ochota na zrobienie s'mores-(przepyszne!). Ale nie mieliśmy ogniska, więc jak tu ugrzać te marshmallow? Eli i JJ postanowiły, że będą korzystały ze świeczek. Nie był to zbyt dobry pomysł, ale bardzo zabawny. Nagle Sharon wpadła na genialny pomysł, żeby skorzystać z piekarnika! Wyglądało to komicznie, nikt nie mógł przestać się śmiać, ale działało! :D Później siedzieliśmy do 1 w nocy, gadaliśmy, wygłupialiśmy się i szukaliśmy spadających gwiazd, bo niebo wyglądało przepięknie. Ja widziałam! Chyba z 3 i oczywiście pomyślałam życzenie, ale go nie zdradzę ;> Było nas wtedy, z dziadkami, którzy poszli wcześniej spać do domu, jak dobrze pamiętam 14 osób i jeden pies, mieliśmy 3 namioty i jedną przyczepę kempingową.

Następnego dnia obudziłam się o 8 albo raczej obudziły mnie dzieciaki, które biegały i krzyczały. Poszłam do domku, zjadłam śniadanie- słodkie tosty z jajkiem i syropem klonowym i oglądałam TV z Rose. Później wstała Maren i przyszła JJ i zaczęłyśmy się wygłupiać. Gdy wszyscy wstali i się najedli poszliśmy nad rzekę. Oczywiście dzieciaki się kąpały w tej jakże zimnej wodzie, a Eli łowiła ryby lub przynajmniej próbowała. W między czasie przyjechał Monte( nie jestem pewna pisowni, to wnuczek Darlene) i później zawitała Darlene z dwoma malutkimi pieskami. Po powrocie zaczęli szykować lunch- hot dogi i inne, a ja, Darlene, Maren i Monte + psy pojechaliśmy do miasta na małe zakupy.
Gdy wróciliśmy wszyscy byli już po lunchu. Oraz przybyło ludzi. Poznałam m.in(nie pamiętam wszystkich) Butcha(brat Sharon i innych), który również jest przezabawny i go uwielbiam :D. jego żonę Carmen- jest z Filipin, obiecali że zabiorą mnie i Maren do Portland.
Jedliśmy, gadaliśmy, niektórzy strzelali z łuku,  inni grali w ping-ponga, uczyłam Douga i Butcha polskiego i tego czym się różni prawdziwy chleb od tego, który tu mają i że jest chleb i tost xD i wyszło na to, że mam upiec im prawdziwy chleb (to się wpakowałam! xD). Ogólnie potem było nas (z dzieciakami, nawet tymi małymi) aż 29 osób i 3 psy ;O więc się nie dziwcie, że nie pamiętam!

Ostatni weekend przed szkołą uważam za udany! :D




część naszego namiotu



  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz