piątek, 7 lutego 2014

Portland & Vancouver.

Jakiś czas temu mieliśmy przerwę świąteczną. Ja wtedy wybrałam się do Vancouver, WA, na wakacje. Pojechałam tam, do rodziny kuzynki Bonnie. Czyli tak jakby do mojej "cioci i wuja". 
Wspominałam już o nich wcześniej- rodzina Rush- Charlie, Carla- rodzice i Nate (12), Ryan(9) oraz Devon(2).

Było wspaniale! Serio. Świetny czas. 

W czwartek pojechaliśmy do zoo w Portland. Mogliśmy też podziwiać "zoolights"- po prostu w całym zoo było pełno lampek świątecznych, które przypominały zwierzęta, itp. 
Zoo, jak zoo. Mieliśmy szczęście, bo trafiliśmy na porę karmienia słonia morskiego, a później, gdy zeszliśmy "na dół", gdzie można było zobaczyć jego cały zbiornik z wodą przez szybę, on sobie pływał tuż przy samej ścianie. Zataczał kółka :D. 
Szczęście nam sprzyjało też z lwem, który wyglądał na trochę niezadowolonego z pogody (było naprawdę zimno) i ryczał, a później postanowił przejść tuż obok nas(szyby). Myśleliśmy, że to wszystko, po czym on się zatrzymał przy ludziach kawałek od nas i .. nasikał prosto na nich! Znaczy była tam szyba, ale zawsze .. hahaha.
Przy pumie mieliśmy "walkę samców alfa". Puma leżała sobie przy szybie i Charlie zaczął się na nią patrzeć, ale tak mocno wpatrywać. Na co ona (on?) odpowiedziała tym samym. I przez jakieś kilka minut staliśmy tam, a oni oboje gapili się na siebie. :D Puma się poddała.

W piątek pojechaliśmy do dziadków. Mieszkają oni przy rzecze, więc wybraliśmy się tak na spacer. Dowiedziałam się, że rodzina babci pochodzi z Polski :) Po rzecze, oglądaliśmy film, a później zaczęliśmy grać w wii. Było zabawnie! Szczególnie gdy "sprawdzaliśmy" nasz wiek, poprzez sprawdzanie naszej sprawności w różnych sportach. I nie, nie poszło mi dobrze, no bo jak mogło, jak pierwszy raz grałam w baseball? ;D 
Wieczorem zabrałam ich do polskiej restauracji w Portland. Przyjemnie było zjeść coś polskiego (mieli pierogi, gołąbki, kiełbasę, bigos) i mogłam kupić polskie produkty. Ludzie tam mówili po polsku. Fajnie było być tą, która rozumie obydwa języki.
Straszne dla mnie było, gdy zaczęłam rozmawiać po polsku i np. coś chciałam odpowiedzieć po ang. Charliemu, to później automatycznie do głowy wpadały mi angielskie słówka, zamiast polskich. ;o hahaha.
Ucieszyłam się, gdy po kolacji, gdy wracaliśmy do domu Charlie i Carla powiedzieli, że bawili się świetnie i jedzenie było przepyszne i są strasznie mi wdzięczni, że ich tam zabrałam :)

A i w drodze, gdy tam jechaliśmy, rozmawiałam z Charliem o Polonii, co to znaczy (ba tak się nazywała się restauracja), po chwili Charlie odkręcił okno w aucie i zaczął krzyczeć do ludzi na przystanku "Polonia!". Serio. Krzyczeć. Hahaha. Na co mu podziękowałam, za to, że robi nam dobrą opinie w nieście. :D

W sobotę pojechaliśmy zobaczyć wodospady i ryby, które mogą żyć nawet 100 (!) lat i były one większe ode mnie. Ryby. 

Wieczorem pojechaliśmy do domu kuzynów (?) Charliego na poświąteczne przyjęcie. Było bardzo dużo ludzi, których nigdy nie widziałam. Zresztą niektórych z nich oni (family Rush) też. :D A dom, był ogromny i strasznie ładny. Jak jeden z tych, co się ogląda w katalogach "dom na bogato" 9 wiecie o co mi chodzi. Serio. I te wszystkie perfekcyjnie ułożone ozdoby świąteczne. A z okna widok jak obraz. Po prostu wow.
Niedziela- zwiedzanie trochę Portland.
I w poniedziałek powrót.

Było naprawdę świetnie. Strasznie nie chciałam wracać. ;< Ale musiałam.
I mam wielką nadzieję, że się jeszcze spotkamy. Musimy. 

walkę czas zacząć.

kto wygra? :D



nietoperze! :D jedno z moich ulubionych miejsc!

mały śpi ;3

-ponabijamy się z ludzi!
-OK. Co robimy?
-Udajemy, że tutaj naprawdę puścili ciepłe powietrze!



klapkowe drzewo, kuzyn sandałowca xD
to są buty, które ludzie zapomnieli zabrać w wakacje z plaży, przy rzecze :D


nie ,to nie jest ta rzeka :D




z nowym znajomym, na święta zawsze go ubierają :)



ciężko robić zdjęcia w aucie 

takie tam drogi.